Coś, co chwyta za serce..
Dzisiaj miałem planów więcej niż czasu. Ale.. Nieopatrznie spojrzałem na wrzutki kolegów z grupy podobnych mi zapaleńców i zobaczyłem zdjęcie przeuroczej realizacji. Wszystko inne zostało zepchnięte na tak zwane jutro i zająłem się tym, czego z pewnością nie podpowiadał mi rozsądek.
Nie powiem Wam co to jest, bo chociaż praca nie była trudna, to finał jej zobaczycie dopiero wówczas, gdy będzie w pełnej krasie. Na razie pokażę kolejne kroki wiodące nas ku rozkosznemu finałowi.
Także tak.
a następnie plasterki skleimy trójkami kantem po długości, by powstały dwa takie same blaciki
Na koniec dzisiejszego odcinka, skleimy płaszczyzny dwóch mikroblatów i.. poczekamy do jutra :)
Właściwie plan był inny. Miało być tak, że mebel zostanie pokazany dopiero wówczas, gdy pojawi się jego użytkownik. Użytkownik jest jednak z natury niezbyt przewidywalny, toteż istniała realna obawa, że.. czekaj tatka latka. Obiecuję zatem, iż zaczaję się na naszego EndUsera i fotka z nim będzie klamrą zamykającą projekt.
Tymczasem kolejne etapy pracy wyglądały następująco:
Słowo "stabilizowałem" najlepiej opisuje wykonaną dzisiaj pracę. Małe elementy rozjeżdżały się w sobie tylko znanych kierunkach. Toczyłem więc nierówną walkę z grawitacją, która przy kruchości materiału brała nieraz górę.
Tadam!!
Dziękuję Państwiu za uwagę, a żonie za cierpliwość.
Alan MacFayden czekał na swoje życiowe ujęcie 6 lat. Zrobił 720 tys zdjęć by ostatecznie dokonać tego:
Czy mam moralne prawo do bycia niecierpliwym i niezadowolonym, po zaledwie kilkudziesięciu godzinach czekania na swoje ujęcie? Mam.
ale czekam dalej..